Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 22 listopada 2024 19:23
Ważne:
  • * Telewizja Olsztyn zatrudni dziennikarza na umowę o pracę. Oferty proszę kierować na adres: [email protected] *
Reklama

Polacy pokochali zakupy z drugiej ręki. Najbardziej w sieci

W realu i przez internet. Polacy nie mają już problemu z kupowaniem używanych ubrań. Toczy się jednak walka ofert w sieci z tradycyjnymi ciucholandami.
Podziel się
Oceń

Duża galeria handlowa w Lublinie. Od pewnego czasu jednym z dużych sklepów jest w nim tzw. ciucholand. To sieciowa marka oferująca ubrania odzieżowe.

Do niedawna takie sklepy kojarzyły się raczej z „modą dla ubogich”, którzy ubrania mogli kupować na kilogramy. Czasy i podejście klientów się jednak zmieniły i kupowanie w second handach nie jest już obciachem. Zwłaszcza że można tam znaleźć oryginalne ubrania w niskiej cenie. Dlatego second handy wchodzą do prestiżowych lokalizacji jak centra miast czy właśnie galerie handlowe.

Prestiżowe lokalizacje

„W Trójmieście lumpeksy znajdziecie w galeriach handlowych. Sklepy z logo Centrum Taniej Odzieży otworzyły się i z sukcesem działają tuż obok Zielonej Bramy – w najbardziej atrakcyjnym historycznie miejscu Gdańska, czy na przykład na Starym Rynku w Pucku” – podaje portal eska.pl.

I wylicza, że galerie handlowe również otworzyły się na sklepy z odzieżą używaną. Tak jest w gdańskiej galerii Madison czy Centrum Handlowym Manhattan albo w galerii handlowej Szperk i Centrum Handlowym Kaufland na Grabówku przy ul. Morskiej.

Na zakupach

– Kiedy tylko takie sklepy pojawiły się w Polsce, w latach 90. XX wieku, to moja matka była w nich stałą klientką – wspomina w rozmowie z N4M pan Paweł. – Te ubrania śmierdziały jakimś środkiem do dezynfekcji. Pranie ich często nie pomagało w pozbyciu się zapachu. Raczej wyglądały jak odpady ubrań niż ubrania – podkreśla. 

I zastrzega: – Teraz to się zmieniło. Sklepy wyglądają normalnie. Nie ma koszy, w których się grzebie. Wszystko jest na wieszakach – wylicza. I przyznaje, że sam tam kupuje.

Na liście zakupów ma Zazwyczaj t-shirty, koszule, bluzy, kurtki, spodnie. 

– Unikam kupowania butów i bielizny – zaznacza.

I chwali to, że można w second handach znaleźć raz: markowe ubrania, dwa: oryginalne ciuchy. – Ręcznie zdobione kurtki czy spodnie, których raczej na ulicy nikt inny nie będzie miał – wyjaśnia.

Fenomen

– Z badań wynika, że już około 70 proc. Polaków kupuje odzież używaną, przy czym 46 proc. badanych wybiera się do second handów nawet kilka razy w miesiącu. Z tych powodów branża ta obecnie prężnie rozwija się w formatach dotychczas niespotykanych, m.in. w galeriach i centrach handlowych. Otwarcie przez najemcę sklepu z odzieżą używaną w naszym markecie w Gdyni jest odpowiedzią na te trendy. Ten punkt ten od początku cieszy się dużą popularnością – Rafał Jerzyk, dyrektor Pionu Centralnego Zarządzania Nieruchomościami Kaufland Polska. 

I podkreśla: – Nie jest to jedyny second hand w sklepach Kaufland. Działają one w sumie w 5 naszych placówkach. I nie wykluczamy podjęcia współpracy z kolejnymi najemcami z tego sektora.

Miodek i niesort

Ale to nie jest łatwy rynek. Tak mówi nam jeden z właścicieli sklepu w Lublinie. 

– W hurtowniach odzieży używanej ubrania kupuje się w różnych kategoriach i różnych cenach. Najdroższy jest „miodek” – ubrania już przebrane, sprawdzone, czyste z metkami. Najtańsze są worki, w których nie wiadomo, co się znajdzie. Czasami wszystkie ubrania w takim worku są do wyrzucenia – opowiada.

Tzw. niesort kosztuje 5-6,50 zł na kilogram. Za najlepsze ubrania trzeba zapłacić nawet 45-50 zł za kilogram. 

– Inne ceny są na buty, torebki, ubrania zimowe – dodaje nasz rozmówca.

I narzeka, że jeszcze kilka lat temu na takim sklepie można było nieźle zarobić. Teraz jest gorzej. Klientów jest mniej. I winne są dyskonty, które same zaczęły sprzedawać tanie i nowe ubrania. 

– Spadek widać zwłaszcza w ubraniach dla dzieci. Kiedyś matki u nas ubierały dzieci, teraz ubierają w Lidlu – narzeka przedsiębiorca.

Boom w sieci

Używane ubrania Polacy kupują nie tylko w realu, ale także w sieci. Formalnie nazywa się to re-commerce – internetowa sprzedaż rzeczy z drugiej ręki. Dotyczy to nie tylko ubrań, ale praktycznie wszystkiego. Ale moda króluje. W serwisie OLX miesięcznie pojawia się aż 5 mln tego typu ogłoszeń.

Z raportu „Re-commerce bez tajemnic" wynika, że 59 proc. Polaków deklaruje uczestnictwo w handlu „z drugiej ręki” tylko przez internet.

To wycina stacjonarne sklepy, bo tych przez 15 ostatnich lat ubyło ok. 40 procent.

– O tym, że w ramach re-commerce kupujemy coraz więcej, świadczyć może także rosnąca wartość przedmiotów sprzedawanych za pośrednictwem usługi Przesyłki OLX. W ciągu trzech lat wzrosła ona o 50 proc. – komentuje Konrad Grygo, analityk biznesowy OLX. 

I  dodaje: –Kupujemy coraz więcej coraz droższych przedmiotów. W ostatnich 3 latach średnia wartość transakcji z Przesyłką OLX wzrosła o ponad 50 proc. To pokazuje potencjał i skalę rozwoju re-commerce w obliczu poszukiwania tańszych ofert i zwiększonej presji na domowe budżety. 



 


Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama